Dzień jest dziś chłodny i świąteczny.Upamiętniający rocznice odzyskania przez Naród Polski niepodległego czyli uroczystość 11 listopada.Jednak moje myśli nie krążą wokół tego.
Za oknem szarość jesiennych mżawek.Czasem słońce przebłyśnie i doda nie co więcej życia i barwy nużącej i apatycznej rzeczywistości.Pomimo tego wielu z nas dotyka chandra i przygnębianie. Ukojenie tego stanu,będącym jak balsam dla duszy daje wtedy zatracenie się w lekturze w połączeniu z filiżanką gorącej czekolady i ciepłym kocem.Marzy mi się aby ciepło i radość lały się z błękitnego nieba i złotego słońca.Żar bił od złocistych zbożowych pól,a ptaki manifestowały w gorącym powietrzu swoją wolność. Niestety,istnieje to tylko w mojej wyimaginowanej wyobrażalni.Tęskno mi do upalnego,sielankowego lata,w którym każda godzina zawiera spokój i harmonie. Jednak czas i pora zderzyć się z szarawym, oziębłym światem będąc na zewnątrz,po za czterema ścianami.Jest On taki tak namacalny,przenikliwy a przede wszystkim realny. Każdy taki poranek budzi w nas melancholie i smętność,zrzędliwość i niezadowolenie.
Budząc się dziś rano zupełnie nieprzewidywanie
odnalazłam wirtualnym świecie internetu wartą uwagi treść,skłaniająca do refleksji. Dlatego pragnę się z wami nią podzielić.Rozważania
te są mi bliskie mojemu sercu, sprawiły że pochłonęłam bardzo
zachłannie i pośpiesznie cały ten fragment.Można by rzec z prędkością
światła.
Miłego czytania!

Nie
wiedziałam jak się zabrać za to moje „nowe życie”. Popełniłam na
początku wiele błędów, sprawdzając różne sposoby działania i myślenia.
Ale teraz już wiem.
Pierwsza i najbardziej podstawowa sprawa to polubić i zacząć szanować samego siebie.
I to jest prosta sprawa, choć z pozoru może wyglądać skomplikowanie.
Bo w gruncie rzeczy chodzi tylko oto, żeby kierować się życzliwością
wobec siebie. I wtedy w naturalny sposób czuje się też życzliwość wobec innych.
Zwykle kiedy mówię o tym, że trzeba siebie kochać i lubić, ktoś prycha z
oburzeniem, że to jest skrajny egoizm, wywyższanie się i pycha.
Ale tak mówi tylko ktoś, kto sam nie może siebie polubić, bo wiecznie
patrzy na siebie bardzo krytycznie, ocenia swoje postępowanie
bezlitośnie surowo i ciągle zabiega o to, żeby zdobyć od ludzi
potwierdzenie swojej wartości.
Polubienie siebie nie oznacza, że zgadzam się mieć wszystkie moje wady i słabości.
Polubienie siebie oznacza, że lubię siebie zawsze, nawet wtedy kiedy
nie jestem doskonała, kiedy zrobię coś głupiego, kiedy czuję się
przegrana i słaba. Wciąż siebie lubię, a ponieważ lubię siebie jak
najlepszego przyjaciela, wspieram siebie we wszystkich trudnych
chwilach. I bardzo chcę zmienić się na lepsze.
Rozumiesz?
Akceptuję siebie taką, jaka jestem. Tak, akceptuję siebie niedoskonałą,
czasem naiwną, niemądrą, popełniającą błędy. Akceptuję siebie w całości.
Nie po to, żeby się wywyższać, ale po to, żeby dać sobie przyjaźń i
wsparcie.
I wtedy – jako swój przyjaciel – chcę być lepszym
człowiekiem. Chcę naprawić w sobie to, co uważam za złe. Pracuję nad
swoim charakterem, siłą woli, nad tym, żeby myśleć pozytywnie i częściej
się uśmiechać.
I to właśnie był dla mnie przełomowy moment.
Ja sama dałam sobie przyjaźń, której tak bardzo potrzebowałam. I wtedy –
jako swój najlepszy przyjaciel – zaczęłam pracować nad moim
charakterem. I dopiero wtedy nauczyłam się być silna i odważna.
I dlatego właśnie trzeba siebie najpierw polubić i zaakceptować.
Nie chodzi o to, żeby zakochać się w sobie jak Narcyz i wdzięczyć się
do siebie przed lustrem. Nie chodzi też o to, żeby przymknąć oko na
wszystkie słabości. Wprost przeciwnie.
Widzieć swoje wady i przyznać się do nich przed samą sobą. I wtedy zacząć je naprawiać.
Kiedy zrozumiałam, że moje życie jest w moich rękach i tylko ja mogę
je najlepiej urządzić, zaczęłam się zastanawiać czy potrafię.
I
wtedy odkryłam, że nie mam do siebie zaufania. Ale zaraz, czy to nie
jest najbardziej bezsensowna rzecz na świecie?... Jestem samotna wśród
sześciu miliardów ludzi na ziemi, nie mam żadnego przyjaciela i nie znam
nikogo, komu mogłabym całkowicie zaufać. Nawet sobie.
Jak w takim razie mogę się spodziewać, że ktoś będzie miał zaufanie do mnie, jeżeli nawet ja sama uznaję, że to niemożliwe?...
I jak mogę oczekiwać, że ktoś mnie będzie lubił albo szanował, jeśli ja nie lubię i nie szanuję siebie?
Zaczęłam więc od zrobienia listy rzeczy, których nie lubię w sobie i
które chciałabym zmienić. Nie było to łatwe ani przyjemne, bo trudno
jest się przyznać do takich wstydliwych rzeczy jak lenistwo, brak
wytrwałości, bezradność, uzależnienie od papierosów, narzekanie,
marnowanie czasu, brak celu czy zazdrość.
I ponieważ człowiek
instynktownie podchodzi do siebie z pewną pobłażliwością i nie tak
obowiązkowo jak do drugiego człowieka, to postanowiłam traktować
uporządkowanie mojego życia jak zadanie do spełnienia.
Fragment książki „W dżungli życia”, wydanie III, napisane na nowo, wyd. G+J październik 2013
LATO 2013
LATO 2013




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz